poniedziałek, 21 września 2009

Moja racja najmojsza, nasz trener najnasiejszy


Nowy selekcjoner reprezentacji Polski nie pochodzi z wyboru, tylko z przetasowania w „ostatnim Komitecie Centralnym” w Polsce



Stefan Majewski selekcjonerem będzie dopiero w drugiej kolejności, jeśli będzie nim w ogóle. To tylko członek zarządu KC, oddelegowany w nagrodę za lojalność na odcinek pracy z reprezentacją. I sekretarz Grzegorz Lato i sekretarz ds. szkoleniowych Antoni Piechniczek nie wybrali Majewskiego - czasownik „wybrać” sugerowałby, że desygnowano najlepszego z kandydatów. Majewski był najlepszy, bo jedyny.

Klęska ze Słowenią spowodowała tąpnięcie w politbiurze - wreszcie znalazł się pretekst, żeby się pozbyć niewygodnego „zderzaka” w postaci Beenhakkera. Teraz panowie mogą bez przeszkód dokonać koniecznych reform strukturalnych: Władysław George siedział po lewej od genseka, więc usiądzie po prawej; Antoni Piechniczek siedział po prawej, więc usiądzie po lewej. Obaj łaskawie odmówili poprowadzenia reprezentacji - ale w świetle oddelegowania Majewskiego na odcinek żadna to ulga. Można to wyjaśnić tym, że lepiej się siedzi na tylnym siedzeniu niż na zderzaku.

Z masochistyczną lubością można przytaczać brednie wygadywane i wypisywane w ostatnich dniach przez członków politbiura - nie jako pechowe lapsusy, ale jako ilustrację stanu ich umysłów. Porzućcie wszelką nadzieję na lepszy futbol w Polsce - jego rozwój zależy od komitywy Władysława Jerzego (zaznajcie głębi wynurzeń) i nadtrenera Piechniczka, dla którego najważniejszym spostrzeżeniem z Mistrzostw Europy 2004 r. było to, że piłkarze lepiej grają, jak nie farbują włosów.

Nad czcią Engela i Piechniczka czuwać będzie gensek Lato, który lada chwila będzie bronić dobrego imienia politbiura przed Moniką Olejnik. W „Kropce nad i” wyraziła się ona o pezetpeenowskiej nomenklaturze per „prostaki”. Perspektywa takiego procesu mnie cieszy, bo gole i medale Grzegorza Laty widziałem tylko w archiwaliach. Dziś, na żywo i w kolorze, będę mógł zobaczyć, jak podejmuje kolejne wyzwanie: dowiedzenia przed sądem, że nie jest prostakiem.

System nomenklaturowy polskiej piłki sprawia, że dopiero w drugiej kolejności powinniśmy postrzegać Beenhakkera jako przegranego trenera. On przede wszystkim nie miał w tej nomenklaturze miejsca i także dlatego przegrał. Politbiuro nie chce dziś zagranicznego trenera dokładnie z tego samego powodu, dla którego nie chciało Beenhakkera - on zawsze będzie w tej nomenklaturze czynnikiem pozaziemskim, wyrzutem sumienia przypominającym, że gdzieś tam jest jakaś cywilizacja.