wtorek, 20 października 2009

Pacjent żyje, stan ogólny: średni






Pogłoski o śmierci Kultu są przesadzone. „Hurra!” to płyta żywa – w dwojakim znaczeniu. Po pierwsze: zesztywniały nieco zespół najwyraźniej odświeżyły zmiany personalne, zarówno na płaszczyźnie muzycznej, jak i interakcyjnej. Po drugie: zgodnie z zamysłem Kazika-producenta słyszymy tu zespół grający tak, jak gra dziś na koncertach. Nie wiem, czy ten pomysł na Kult jest pomysłem najlepszym z możliwych, ale przynajmniej dzięki niemu ten album nadaje się do spożycia 

Ma on dwie istotne zalety. Pierwsza: Kazik w istocie „powrócił z krainy umarłych” – od początku śpiewa z zaangażowaniem wyraźnie większym niż na „Poligono Industrial”. Między innymi z tego wynika zaleta druga: „Hurra!” można słuchać bez bólu i zgrzytania zębami, co w świetle poprzedniego albumu Kultu nie jest spostrzeżeniem li tylko protekcjonalnym.

Roboczo podzieliłbym „Hurra!” na dwie części. Piosenka Kiedy ucichną działa już domyka „stronę A”, składającą się z piosenek lepszych z jednym wyjątkiem (Idiota stąd); „strona B” skupia numery słabsze, od których na plus odróżnia się Karinga. Im dalej w płytę, tym bardziej poziom świeżości spada, co dotyczy niestety również tekstów Kazika. Zgodnie z tą tendencją na pierwszy ogień idą najlepsze utwory na płycie. Maria ma syna to coś w rodzaju dekonstrukcyjnej, rockowej kolędy. Gnająca do przodu Amnezja (mój faworyt na tym krążku) przynosi z kolei najlepszy od dłuższego czasu społeczno-polityczny tekst Staszewskiego, traktujący tym razem o nostalgii za PRL. Mielibyśmy do czynienia z bardzo mocnym comebackiem, gdyby cała płyta trzymała poziom tych dwóch utworów.

Ale nie trzyma, o czym przesądza kilka czynników. Fajność muzyczną niektórych utworów Kazik zarzyna słabością liryczną – dotyczy to Nowych temp, Podejdź tu proszę, a w największym stopniu:  Karingi. Nie mogę się ponadto oprzeć ogólnemu wrażeniu, że porozsiewane po tym albumie pomysły muzyczne i tekstowe działałyby dużo lepiej, gdyby były skoncentrowane na mniejszej przestrzeni. „Hurra!” powiela jednak słabość wielu wydawnictw Kultu i Kazika z bieżącej dekady – jest rozrośnięta ponad miarę. Za kilka utworów można spokojnie podziękować: My chcemy trzymać w garści świat, Jutro wszystko zmieni się, To nie jest kraj moich snów, Chodźcie chłopaki – jest w nich jakaś słowno-muzyczna wata, zgoła daleka od tego, co Kult i Kazik mieli do zaproponowania jeszcze na wysokości „Ostatecznego Krachu…” czy nawet „Salonu Recreativo”.

Kazik jeszcze potrafi przypomnieć o swoich najlepszych cechach jako autora tekstów: zdolności do bystrego aktualnego komentarza (Amnezja) czy ujęcia uniwersalnych prawd w prosty a zapadający w pamięć refren (Kiedy ucichną działa już). Kiedy jednak wychodzi z roli rockowego „poety konkretu”, wpada na mielizny. Do pewnego punktu jego drogi twórczej nie miałem wątpliwości, co artysta ma na myśli i że jest to coś istotnego. W ostatnich kilku latach ta pewność się zachwiała i zastąpiło ją intuicyjne przekonanie, że o coś istotnego nadal chodzi.

Dziś tymczasem w niektórych tekstach Staszewskiego próbuję się doszukiwać jakiejś klarownej treści, ale coraz trudniej uciec od podejrzeń, że czasem chodzi tylko o to, by się te wersy jakoś rymowały. Bywa z kolei, że gdy sensowna obserwacja się pojawia, autor ubiera ją w formę nieoczekiwanie prostacką (Idiota stąd) albo psuje wrażenie częstochowskim rymem (Karinga). Kiedy dba o jakość porównania czy pointy („nie złodzieje rządzili, lecz debile”!), kiedy forma z treścią idzie w parze, bywa świetnie – ale coraz częściej tę dbałość Kazik, z lenistwa lub lirycznego niedowładu, lekceważy.

Dla tego zespołu „Hurra!” to bez wątpienia odbicie się od dna. Można się jednak było spodziewać, że będzie to odbicie bardziej stanowcze. W jakimś ogólnym zestawieniu płyt Kultu znajduję ten album jako średni – czyli nie jest wspaniale, ale nie jest też dramatycznie. Nie towarzyszy temu wnioskowi uczucie jakiegoś wielkiego zawodu, ale oprócz nieustająco świetnych koncertów chciałbym jeszcze kiedyś jeszcze dostać od Kultu i Kazika naprawdę świetną płytę.

Kult - „Hurra!”
Premiera: 2009
Oceniam na: 5/10