piątek, 5 marca 2010

Wolność walenia piąchą czyli palenie, c.d.

  
Oto i Sejm stanął na straży wolności palacza. Tak przynajmniej uważa palacz. Wielce wymowne jest, jak ów palacz swoją wolność rozumie

Słowo daję, same odgłosy ulgi słyszałem dziś w rozmowach o ustawie, zwanej nie wiedzieć czemu „antynikotynową”. W skrócie: palić w lokalach można dalej. Jeśli masz nieduży lokal, możesz wybrać, czy to miejsce „palące” czy „niepalące”. Jeśli masz większy lokal, możesz w nim wydzielić miejsce dla palaczy. W praktyce: „wydzielone miejsce” może obejmować na przykład 3/4 knajpy. Czyli: fikcji ciąg dalszy, a do tego multum wygadywanych i wypisywanych w mediach głupot o obronie wolności palących do palenia.

Poszedłem dzisiaj z redakcji „w teren”, próbując zebrać trochę wypowiedzi do materiału na ten temat. Od niektórych moich rozmówców nasłuchałem się - i wprost, i przez telefon - wprost nieprawdopodobnej ilości głupot. Te głupoty mają wspólny mianownik: szumne odwoływanie się do kategorii „wolności wyboru” (oczywiście w znaczeniu: wolności palenia dla palących) w połączeniu z totalnym lekceważeniem wolności bliźniego niepalącego - czy to klient, czy osoba ze stolika obok.

Nie wiem, co mnie bardziej denerwuje: ubranie śmierdzące po wyjściu z knajpy, nikotynowy ból głowy rano, czy to gówniarskie, aroganckie przekonanie palaczy, że zadymianiem innych realizują swoją wolność i że ktokolwiek im próbuje tego w różnych sytuacjach zabronić, ten nie próbuje realizować swojej wolności „od”, tylko jest faszystą albo komuchem.