Chciałbym się z Państwem pożegnać.
Raczej definitywnie, jeśli idzie o to miejsce.
1.
Powód najpierwszy dla takiej decyzji:
nie widzę już sensu ani satysfakcji w pisaniu tutaj.
Byłem tu w takim czasie, w którym chciało się czytać, pisać i poznawać
ludzi, którzy po drugiej stronie czytali i pisali.
Byłem tu też w czasie, w którym jeszcze chciało się pisać w poczuciu,
że komuś po drugiej stronie czyni to różnicę.
Nie wiem, czy dyskusje - takie jakie znam - przeniosły się czy znikły w
ogóle, ale tutaj na pewno już ich nie ma.
Kiedy się parę dni temu spokojnie zastanowiłem, to wyszło mi na to, że
po tych wszystkich latach (13? 14?) trudno mi już wskazać jakikolwiek związek z
tym miejscem: emocjonalny, osobisty, jakikolwiek.
A siła rozpędu to trochę mało.
2.
Lubiłem kiedyś porównywać to miejsce do knajpy, przy której stolikach
toczą się fajne dyskusje „na każdy temat”, a każdy cywilizowany klient, który
chce do nich dołączyć, jest mile widziany. A nawet kiedy przychodzi na piwo
dwóch dresiarzy, to sami się szybko orientują, że to nie miejsce dla nich.
By ta zdrowa zasada się utrzymywała, ta knajpa długo nie potrzebowała
nawet ochrony.
Niestety, klienci pouciekali, a właściciel - zamiast zamknąć to miejsce
- pozwala mu dogorywać. Dresiarstwa nikt nie wyprasza, więc się przy stolikach
rozsiadło i czuje się jak u siebie. Kurwami i chujami rzuca, rzyga pod nogi i
grozi piąchą, jak kto przyjdzie z książką pod pachą.
I to nawet nie to, że nie ma ochrony, która by wkroczyła.
Nie to, że tych rzygów nie ma kto nawet posprzątać.
Bardziej chodzi o to, że nikogo to już nawet przesadnie nie dziwi.
Bo ci, co ich dziwiło, już sobie stąd dawno poszli.
Dlatego chyba i ja powinienem.
Wolę zachować pamięć o lepszych czasach tego miejsca - przede wszystkim
ze względu nawszystkich miłych i mądrych ludzi, jakich przez lata mogłem
dzięki niemu poznać
3.
Wiem, że są wśród Państwa tacy, którzy opierali się wszechobecnej
zasadzie TLDR i zadawali sobie trud, by czytać moje wypowiedzi. Od dawna mogli
oni również dostrzec, że ta pisanina od dawna nie ma nic wspólnego z muzyką
Kazika i Kultu.
Z moją dawniejszą gorącą fascynacją tą muzyką, której to fascynacji
zawsze towarzyszył szacunek i podziw dla jej twórców, nie idzie w parze mój
dzisiejszy stosunek do najnowszego wydania tej twórczości. Waha się on między
obojętnym a lekceważącym.
To mnie prowadzi do dwóch wniosków:
1) ja już po prostu nie muszę pisać na forum Kazika i Kultu,
2) mogę pisać gdzie indziej w czasie, jaki dotąd przeznaczałem na
pisanie tutaj.
A zatem ci z Was, dla których moje wypowiedzi są lub bywają
interesujące, warte refleksji, dyskusji albo po prostu lektury, będą mogli je
bez trudu znaleźć w innych miejscach w sieci.
4.
Każdy z Państwa mógł się zorientować, że moja pisanina tutaj zawsze
stała pod znakiem sprzeciwu wobec ciemnoty, nieuctwa i przemocy oraz buntu
wobec wszechobecnego kultu chama.
Mogę tylko nieśmiało wyznać, że taki mój stosunek do rzeczywistości
ukształtowały m.in. piosenki Kazika Staszewskiego, za co byłem, jestem i
pozostanę mu niezwykle wdzięczny.
Jak każdy dorosły człowiek, który odpowiada za swoje słowa w sferze
publicznej, przyjąłem do wiadomości dwie uniwersalne reguły.
Jedna jest taka: „mów mądrze do głupca, to nazwie cię idiotą”.
Jestem świadom, że moja pisanina tutaj doprowadzała niektórych do
agresji - w symbolicznym sensie tej samej agresji, która trzem osiłom dostarcza
frajdy z obicia jednego okularnika. Na wieść o tym, że opuszczam to miejsce,
paru dresiarzy przy innych stolikach zawyje więc z satysfakcją. Ta świadomość,
nie będę ukrywać, mile mnie łechce
I to jest ta druga uniwersalna zasada: „Uchodzić za idiotę w oczach
kretyna to rozkosz dla smakosza”.
Zamiast pointy - kawałek kotka, bo koty są najważniejsze:
Mądrym i miłym ludziom, których wśród Państwa nie brakuje, życzę
wszystkiego najlepszego.
I mówię: kropka. Do zobaczenia gdzieś w świecie.
________________
Tak właśnie, proszę Państwa, wygląda demonstracja, która znaczy niewiele albo jeszcze mniej - dla autora, dla czytelników, dla postronnych. To, co wyżej przeczytaliście, to najprawdopodobniej mój ostatni post na forum Kultu i Kazika. Pierwszego napisałem w... 1999 roku? 2000? Kto to pamięta?
Może to jednak mieć pewne znaczenie, bo istnieje ryzyko, że paręnaście minut dziennie, jakie poświęcałem na coraz bardziej bezowocne wizyty w tamtym miejscu, przeznaczę np. na reanimację bloga.
Szok! Niedowierzanie!