poniedziałek, 19 kwietnia 2010

Milczenie w żałobie..., cz. III

Szantaż 3:
tromtadracja wojenna

Już w sobotę, kilkadziesiąt minut po katastrofie, pada w którejś z telewizji hasło: „drugi Katyń”... Od tego gigantycznego nadużycia zaczyna się emocjonalne żonglowanie pojęciami. Można zrozumieć, kiedy bliscy zmarłych w szoku nadużywają słów. Nie można natomiast przytakiwać, kiedy dziennikarze, którzy mają rzeczywistość opisywać i objaśniać, zatracają proporcje. Kiedy nadużywają coraz to bardziej dramatycznych zwrotów albo milczą wobec ich nadużywania, mamy do czynienia z jakąś licytacją na okazywane poruszenie.

„Jedność miejsca i czasu” dramatu smoleńskiego ze zbrodnią katyńską nadaje mu wymiar symboliczny, ale to nie oznacza, że zasadne jest mówienie o „jedności akcji”. Jeśli godzimy się na zestawianie tragicznego, losowego wypadku z systematycznym, usankcjonowanym przez obce państwo mordem, to dajemy przyzwolenie, żeby słowa zamazywały treść i sens tego, co się właściwie w ubiegłą sobotę stało.

Otóż doszło do katastrofy lotniczej, a nie do rzeczonego „drugiego Katynia” czy „hekatomby”. Ludzie w niej zginęli, a nie „polegli”. Zginęli oni śmiercią tragiczną, a to nie to samo, co śmierć „bohaterska” czy „męczeńska”. Nie zginął „kwiat polskiej inteligencji”, tylko liczni przedstawiciele władzy i organizacji społecznych. Warto o tym pamiętać także dlatego, że o ile wszyscy zgodzimy się co do tego, że prezydent Lech Kaczyński zginął tragicznie podczas pełnienia obowiązków głowy państwa, o tyle nie wszyscy przystaniemy na wniosek, że „poległ on bohaterską śmiercią” czy „złożył wieczną ofiarę na ołtarzu Ojczyzny”. Gdy zginął w wypadku samochodowym Bronisław Geremek, Lech Kaczyński nad jego grobem oddał mu honor – ale czy dzisiejsi piewcy „męczeństwa” Lecha Kaczyńskiego nazwaliby śmierć Bronisława Geremka „tragicznym zdarzeniem”, którym ono w istocie było, czy „ofiarą na ołtarzu”?

Ofiara niekoniecznie musi być bohaterem, a bohater niekoniecznie musi być ofiarą. Tak, w przypadku niektórych z ofiar możemy mówić o życiorysie zgoła heroicznym – ale byłby on heroiczny i bez tej tragedii; nie ona czyni z nich bohaterów. Los, który ofiarom i ich rodzinom przypadł, jest wystarczająco straszliwy. Nie stanie się mniej straszliwy, kiedy będziemy o nim mówić bez tej powstańczo-wojennej narracji; rezygnacja z niej nie oznacza, że straciliśmy zdolność do współodczuwania. Współodczuwanie nie oznacza utraty miary.

Zatem gdzie w tej narracji kryje się szantaż? Otóż kiedy powiemy: prezydentura Lecha Kaczyńskiego, nawet po jego tragicznej śmierci, podlega krytyce – to jedno; ale trudniej poddawać krytyce „misję bohatera narodowego, który poległ męczeńską śmiercią”.

Pozwólmy płakać rodzinie i najbliższym, ocierajmy ich łzy, ale sami weźmy głęboki oddech i ważmy słowa. Zbiorowe wspomnienie, które zostanie po tej żałobie, nie może nie być smutne i bolesne, powinno być godne, za to nie musi być histeryczne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz